poniedziałek, 10 listopada 2014

Rozdział 3.

Otworzyłam drzwi, a przede mną stał Schweinsteiger. „ Nie da mi spokoju”- pomyślałam.
- Iga, może pomóc Ci umyć plecki? – poruszył charakterystycznie brwiami.
- Rozumiem, że jesteśmy po godzinach pracy i chciałbyś ocieplić stosunki, ale wspólny prysznic Ci w tym nie pomoże. Musisz się bardziej postarać, ale jesteś na dobrej drodze. A teraz wychodzę. Chcesz zostać w moim pokoju? – rzuciłam, gdyż zatarasował mi drogę.
- Nie. Wrócę do swojego. Może Mueller będzie chciał, żeby wypucować mu plecki. – roześmiałam się.
- Chciałabym to zobaczyć.
Resztę wieczoru spędziłam z Loewem. Atmosfera była przyjemna, a z każdą chwilę ulegała ociepleniu, dzięki butelce czerwonego wina. Spodziewałam się, jaki jest cel postępowania Joachima. Tylko czekałam, gdy poruszy ten temat. Nie musiałam zbyt długo czekać:
- Przepraszam, że będę taki ciekawski, ale jak potoczyły się sprawy z Laskowskim?
Wzięłam głęboki oddech i rozpoczęłam swój monolog:
- Od czasu, gdy przeprowadziłam się do Monachium, nie widziałam go ani razu. Natomiast dosyć często do mnie dzwonił, pisał maile. Cały czas mnie przepraszał i próbował wytłumaczyć, dlaczego nie wziął mnie do drużyny. Przeczytałam tylko kilka z nich, a telefonów nie odbierałam. Dziwię się do tej pory, że nie przyszedł do mojej pracy.
- Dosyć, że zniszczył Ci życie, to zachowuje się jak psychopata… Co ja mówię, przecież on nim jest!
- Cieszę się, że go nie lubisz. – po tych słowach zapadła niezręczna cisza, a do moich oczu napłynęły łzy.
- Iga, nie chciałem…
- To nie Twoja wina. Lepiej, jak już pójdę. – wybiegłam z pokoju nr 128 i podążyłam wprost do swojego. Podwinęłam nogawkę spodni nad lewe kolano i spojrzałam na bliznę. Moja bezsilność sięgnęła zenitu. Nienawidziłam płakać… Ukazywało to moje słabe punkty, które chciałam ukrywać. Achilles miał swoją piętę, a ja mam kolano. Co za ironia… Wreszcie zmęczona tą całą sytuacją odpłynęłam do krainy snów. 

-.-

Promienie słoneczne przedostały się przez grube zasłony do mojego pokoiku. Świeciły wprost na moją twarz, przetarłam dłońmi zaspane oczy, wstałam z łóżka, przeciągając się i ziewając. Otworzyłam okno na oścież, aby wpuścić trochę świeżego powietrza do tego dusznego pokoju. Spojrzałam na zegarek, ukazywał 6:45. Śniadanie ustalony było na 9:00, więc miałam jeszcze sporo czasu. Wyszłam więc na balkon, aby sprawdzić pogodę. Przez chmurki przebijało się słoneczko, a ptaszki radośnie ćwierkały. Świetna pogoda na bieganie – pomyślałam. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się odpowiednio i zamknęłam drzwi od pokoju. Na korytarzu panował spokój i cisza, jakby nie mieszkała tu reprezentacja Niemiec. Schodząc po schodach, zauważyłam czarny kontur osoby, która siedziała na tarasie. Ktoś musi być nieźle szurnięty, żeby wstawać tak wcześnie. – pomyślałam. Niestety, ludzka ciekawość wygrała ze zdrowym rozsądkiem, więc poszłam sprawdzić, co to za osobnik. Delikatnie otworzyłam drzwi od tarasu i pewnym krokiem podążyłam do tego fotela, na którym siedział. Położyłam rękę na jego ramieniu, na co ten wzdrygł się.
- Iga, chciałabyś, żebym umarł ze strachu? – ujrzałam Muellera, a na jego twarzy malowało się przerażenie. – Jeżeli tak, to Ci się prawie udało. Przestraszyłaś mnie na śmierć.
- Przepraszam, nie chciałam.
- Powiedzmy, że wybaczam. – wyznał, gdy zobaczył moją skruchę.
- Tak właściwie… Co ty tu robisz o siódmej rano?
- Równie dobrze to ja mógłbym zadać Ci to pytanie. – spojrzał na mnie wymownie.
– Po prostu nie mogłem spać. Nie chciałem obudzić Bastiana, więc przyszedłem tutaj. A Ty?
- Postanowiłam trochę pobiegać i skorzystać z pięknej pogody.
- Dobry pomysł. Taka aura sprzyja wysiłkowi fizycznemu.
- To prawda. Przepraszam, jeżeli wyjdę na wścibską osobę, ale co planujesz robić?
- Tak jak ty delektować się pogodą i otaczającą nas naturą. – po tych słowach zapadła cisza.
- To ja już pójdę.
- Chyba pobiegniesz. – po tych słowach zaśmialiśmy się oboje. Już miałam ruszyć, gdy Thomas zadał mi pytanie:
- Przygotowana na pierwszy trening?
- Ja tak, ale ciekawe czy wy dacie radę…
- O to się nie martw. Jesteśmy zwinne chłopaki.
- Nie wątpię. Do zobaczenia na śniadaniu.
- Do zobaczenia, Iga. Nasz ośrodek szkoleniowy z każdej strony „ogrodzony” był lasem. Sprzyjało to mojemu bieganiu, gdyż od maleńkości lubiłam wyprawy do lasu. Dźwięk kijów pękających pod nogami, zapach liści, świergot ptaków oraz poranna rosa, którą odczułam – to wszystko wpłynęło na moje samopoczucie i ogólne rozluźnienie. Na śniadanie przybyłam pełna dobrej energii i radości na nadchodzący dzień. Nie umknęło to uwadze mojego przyjaciela:
- Widzę, że już się zadomowiłaś. – powiedział zadziornie Joachim.
- Przyznam, że pomysł, żebym tu przyjechała, nie należał do najgorszych. – odparłam, nabijając na widelec plaster szynki. Naszą konwersację przerwał Schweinsteiger, który krzyczał przez całą stołówkę:
- Iga! Iga! Zająłem dla ciebie miejsce! – zachowanie Bastiana sprawiało, że na mojej twarzy pojawiał się uśmiech. Gdy wybrałam już odpowiednie składniki do mojej kanapki, skierowałam się w kierunku stolika, gdzie siedział Schweinsteiger, Neuer, Kroos oraz Mueller. Miejsce, które dla mnie zarezerwowano znajdowało się między Thomasem, a Bastianem.
- Dziękuję, że zadbałeś o to, żebym miała gdzie usiąść.
- Jedzenie śniadania z Tobą, to będzie dla mnie największa przyjemność.
- Dobra, Basti. Wystarczy już tych zalotów, a daj nam wszystkim zjeść w spokoju. – powiedział Manuel, który ewidentnie zdenerwowany był zachowaniem kolegi.
- Jak tylko zobaczy ładną kobietę, to przestaje używać mózgu. – wtrącił się Kroos, który zawsze niepostrzeżenie obdarował mnie komplementem.
- Kolejny zaczyna! –marudził Manuel, który chciał po prostu zjeść śniadanie. Jedynie Thomas nie uczestniczył w tej wymianie zdań, był jakby nieobecny, Gdy wszyscy odeszli od stołu, a ze mną został jedynie Schweinsteiger, postanowiłam zapytać go o Muellera.
- Bastian, nie odnosisz wrażenia, że Thomas jest jakby nieobecny?
- Nie wiem, czy powinienem Ci mówić, ale wyglądasz na osobę godną zaufania. Kilka dni przed zgrupowaniem dziewczyna oświadczyła mu, że to koniec ich związku. Po prostu odeszła, a Thomas nie widział świata poza nią. Teraz nie może o niej zapomnieć i cały czas się zadręcza. Razem z Manuelem próbowaliśmy coś wskórać, jakoś go pocieszyć, ale nic nie przynosiło rezultatów. Biedny, zamknął się w sobie… Nie wiem, jak mu pomóc… Tylko Iga, ta rozmowa musi zostać pomiędzy nami.
- Oczywiście.
- O tej sprawie wiesz tylko Ty, ja i Manuel. – odchodząc od stolika, powiedział jeszcze: – Jakbyś spróbowała mu pomóc, byłbym wdzięczny. Nie mogę patrzeć, jak się zadręcza.
- Jasne, spróbuję, ale nic nie obiecuję. Po tej rozmowie Bastian udał się do swojego pokoju, a ja rozpoczęłam przygotowania do treningu. Zabrałam odpowiedni sprzęt ze schowka i wszystkie dokumenty, które mogą mi się przydać. Zaczęłam rozkładać tzw.: „tor treningowy” i czekałam na pierwsze spotkanie z piłkarzami.

Jeśli ktokolwiek to czyta, niech zostawi po sobie ślad.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz